Będziemy za gaz płacić jeszcze więcej niż dotychczas?
Na polskich interesach w dostawach gazu mocnym rykoszetem odbijają się wciąż dość chłodne stosunki polsko – rosyjskie, od których uzależnione są dość wysokie w porównaniu z innymi krajami europejskimi stawki za gaz. I choć Polacy szukają pomocy w Sądzie Arbitrażowym, jak i sami próbują lepiej negocjować ceny, to brak skutecznej dywersyfikacji na rynku z gazem, powoduje, iż Gazprom jest nadal tym największym dostarczycielem gazu do Polski. A jeśli tak, to być może polscy inwestorzy i właściciele domków powinni wybierać inne rozwiązania, niż wykorzystywanie drogiego gazu do ogrzewania swoich gospodarstw domowych?
Dlaczego Polacy nie mogą liczyć w najbliższym czasie na obniżki w dostawie gazu?
Mimo bliskiego sąsiedztwa Polski i Rosji, a także podpisania długoterminowej umowy (aż do 2022 roku) na zdawałoby się wcale nie małe dostawy gazu (10 mld m3 rocznie), wciąż najdrożej płacimy za rosyjski gaz. Z droższego gazu korzysta jedynie Macedonia. Nawet byłe republiki radzieckie, choć wciąż płacą więcej niż zachodni sąsiedzi Moskwy, to i tak w porównaniu z Polską mają wynegocjowane o wiele lepsze warunki. W zasadzie od lat dziewięćdziesiątych, żadnemu rządowi nie udało się wynegocjować konkurencyjnych cen od Gazpromu. W 2012 roku Polska płaciła aż 526 Dolarów za 1000 metrów sześciennych gazu, gdzie dla porównania Niemcy otrzymywali gaz za 279 czy Wielka Brytania za 313 Dolarów. Pierwsze obniżki cen tego surowca przyszły dopiero wraz z negocjacjami prowadzonymi przez byłego wicepremiera w rządzie Donalda Tuska – Waldemara Pawlaka, który pierwotnie podpisał z Gazpromem umowę do 2037 roku. Jednakże przy zdecydowanym sprzeciwie Unii Europejskiej obie strony uzgodniły ostateczny termin do 2022 roku i w dodatku przy zachowaniu 15 % obniżki na ceny gazu. Stawka jednak wciąż pozostawała wyższa jak 450 dolarów za 1000 metrów sześciennych i wciąż na chwilę obecną jest jedną z wyższych w Europie.
Szachowe rozgrywki z Gazpromem.
Teoretycznie, biorąc pod uwagę koszty transportu, długość podpisanej umowy i wielkość samego kontraktu ( Polska odbiera od Gazpromu rocznie około 10 miliardów metrów sześciennych gazu), cena powinna być o wiele niższa. Bo choć z pewnością Niemcy są znacznie większym odbiorcą (około 40 mld m3 rocznie), to inne uwarunkowania są już przecież mniej korzystne dla Rosji, jak w przypadku Polski. Wydaje się więc, że Rosja nie kieruje się racjonalnymi argumentami w eksportowaniu gazu, a tym samym nie ma co liczyć również w przyszłości na znaczne obniżki cen w dostawach. Rozsądnym wyjściem było by więc szukanie nowych importerów gazu. Taki plan miał też w 2001 roku, Jerzy Buzek dążąc do zawarcia korzystnych umów z Danią i Norwegią na dostarczanie gazu, eksploatowanego na Morzu Północnym. Mimo jednak podpisania wstępnych umów, do współpracy pomiędzy krajami nie doszło, ze względu na zbyt małe zapotrzebowanie na dostawy gazu ziemnego ze strony Polski.
Wolimy kotły na paliwo stałopalne niż gaz?
Być może ta właśnie dość nieudolna polityka cenowa w dostarczaniu na polski rynek gazu, powoduje, że wciąż duży procent prywatnych inwestorów i właścicieli domków jednorodzinnych jako paliwo grzewcze wybiera węgiel , pellet, brykiet, koks, ekogroszek i inne rozwiązania stałopalne. Bo mimo iż w 2009 roku ówczesny minister skarbu Aleksander Graś podpisał korzystną umowę z Katarem na dostarczanie 1,5 mld metrów sześciennych gazu w skali roku, to wciąż procentowo największym dostarczycielem tego surowca w Polsce jest Gazprom. Z drugiej strony fakt iż w Polsce jest bardzo małe zapotrzebowanie na gaz, wytrąca polskiemu rządowi w negocjacjach z Rosją poważny argument z ręki. Jak wynika bowiem z aktualnych danych, gaz w polskim bilansie energetycznym stanowi jedynie 13 % i w większości wykorzystywany jest przez zakłady chemiczne czy naftowe. Polska energetyka wciąż w dużym stopniu oparta jest na węglu i ropie.
Szansy na renegocjacje umów z Rosją, Polacy upatrują też w otwarciu budowanego już od lat gazoportu w Świnoujściu. I z jednej strony z pewnością powiększenie grona odbiorców może zmuszać Rosję do obniżek, z drugiej strony małe zapotrzebowanie gazu będzie wymuszało zmniejszenie dostaw, a tym samym wpłynie niekorzystnie na końcową cenę. W myśl bowiem zasady za więcej płacimy mniej. Dlatego wciąż wielu polskich inwestorów, przy planowaniu instalacji grzewczej znacznie rzadziej decyduje się na gaz. Cały czas bowiem pozostaje ta niepewność, że ceny nie wzrosną, a tym samym, że koszty eksploatacyjne domu utrzymywać się będą na odpowiednio niskim, nieobciążającym zbytnio domowego budżetu poziomie.
Ekologiczne i ekonomiczne rozwiązania zamiast drogiego gazu
Taka polityka przekonuje też do stawiania na pewniejsze i zarazem bardziej ekonomiczne rozwiązania, jak właśnie coraz popularniejsze, jak i niezawodne w swoim działaniu pompy ciepła. Wariant ten jest też pewniejszy w nastawionej na bardziej ekologiczne rozwiązania przyszłości, która coraz bardziej wypiera z systemów grzewczych piece na węgiel. Potrzeba bowiem redukcji nadmiernej ilości CO2 nakłada jednocześnie obowiązek zmiany kotłów gazowych na bardziej ekologiczne. Jeśli więc musimy rezygnować z popularnego węgla, a boimy się rosnących i mało stabilnych cen gazu, to zainwestujmy w rozwiązanie, które do ogrzania naszego domu wykorzysta energię z gruntu, albo powietrze. Dzięki temu nie tylko będziemy spełniać wymogi Unii Europejskiej, unikając srogich kar i nieprzyjemności, ale przede wszystkim zapewnimy sobie ekonomiczną i wydajną na lata instalację grzewczą.